Skip to content Skip to sidebar Skip to footer

Gdy raj zamienia się w koszmar – Polka nie mogła patrzeć na cierpienie psów w Hiszpanii

Polka nie mogła patrzeć na cierpienie psów w Hiszpanii. Hiszpania – kraj słońca, flamenco i tapas. Ale dla miłośników psów może skrywać też bardzo mroczne oblicze. Pani Jolanta, Polka z ogromnym sercem do zwierząt, przeprowadziła się do niewielkiej wioski Val de Santo Domingo w prowincji Toledo. Miała być to spokojna przystań. Stała się miejscem cierpienia, rozpaczy i codziennej walki o życie niewinnych stworzeń – psów rasy galgo i podenco, traktowanych tam jak zużyte narzędzia.

Psy do polowania – bez uczuć, bez praw

Galgos i podencos to psy myśliwskie wykorzystywane przez hiszpańskich galgueros do polowań. Niestety – to, co kończy się dla myśliwego sezonem łowieckim, dla psa często kończy się śmiercią. Ustawowo nie są objęte taką samą ochroną jak psy domowe. Legalnie można je trzymać w dramatycznych warunkach. A gdy nie spełnią oczekiwań – porzuca się je, głodzi, torturuje. Nierzadko wieszając – według „tradycji”, by ukarać za hańbę, jaką przyniosły właścicielowi.

Pierwszy raz, gdy usłyszałam o taniecu fortepianowym, myślałam, że ktoś sobie żartuje. Ale to działo się naprawdę. Psy powieszane tak, by ledwie dotykały ziemi, konające w bólu przez wiele minut. Nie mogłam tego pojąć. Jak można tak traktować żywe istoty?” – mówi pani Jolanta.

Jeden pies zmienia wszystko

Sznaucer 11 2
Polka nie mogła patrzeć na cierpienie psów w Hiszpanii

Wszystko zaczęło się od spotkania z Blackim – wychudzonym galgo, który snuł się po wsi w poszukiwaniu resztek. Zrezygnowany, zapomniany, przeźroczysty dla otoczenia.

Zobaczyłam go przed kościołem. Był tak chudy, że wystawały mu wszystkie kości. Spojrzał na mnie i po prostu się położył. Nie miał już siły uciekać. Zabrałam go do domu. Od razu. Nawet nie zapytałam męża, czy możemy – wiedziałam, że muszę.

Blacki został pierwszym z siedmiu psów, które trafiły pod jej dach. Każdy z nich miał za sobą historię bólu. Pani Jolanta i jej mąż Julio karmili je, leczyli, socjalizowali. Inne psy, zbyt dzikie lub przerażone, karmiła pod bramą.

Codziennie czekały – te, które nie miały odwagi wejść. Zawsze miałam karmę w samochodzie. Bo nigdy nie wiadomo, czy nie spotkasz kolejnego psa na poboczu, na polu, na zakręcie.

Samotna walka wśród obojętnych

Niestety, lokalna społeczność nie tylko nie wspierała jej działań – ale wręcz potępiała. Nazywano ją wariatką. Dzieci rzucały kamieniami w psy, sąsiedzi patrzyli na ich cierpienie bez emocji.

Ludzie się od nas odsuwali. Bo dla nich te psy nie miały żadnej wartości. Słyszałam komentarze: Po co się męczysz, to tylko pies, albo: Zabiłbym go i po sprawie. To był świat, którego nie rozumiałam i nie potrafiłam zaakceptować.

Walka z obojętnością była równie trudna jak ratowanie zwierząt. Każde schronisko, każda adopcja, każdy telefon do organizacji to godziny stresu i niepewności. Ale nie była sama. Jedną z sojuszniczek była Brytyjka Patricia Osborne – prowadząca dom dla starszych galgos, które już nigdy nie znajdą domu. Po jej nagłej śmierci inni wolontariusze przejęli opiekę nad psami.

Patricia była aniołem. Robiła to, co my wszyscy chcieliśmy robić – ale z jeszcze większym oddaniem. W jej domu nie liczył się wiek psa, nie liczył się jego stan zdrowia. Każdy zasługiwał na godność.

Emigracja z żalu i bezsilności

Po czterech latach walki, pani Jolanta podjęła bolesną decyzję o powrocie do Polski.

Nie dałam już rady. Fizycznie, psychicznie. Czułam, że przegrywam. Że robię za mało. A psy nadal ginęły. Każdego dnia. Nie spałam, nie jadłam. Miałam koszmary. Zrozumiałam, że muszę się ratować – bo sama też nie przeżyję.

Ale zostawiła po sobie ślad – i w sercach psów, i wśród ludzi, którzy się od niej uczyli. Pokazała, że jedno serce może znaczyć więcej niż setki obojętnych.


Co możemy zrobić?

Ta historia to nie tylko dramat jednostki – to codzienność tysięcy psów w Hiszpanii. Możemy działać:

  • Wspieraj organizacje ratujące galgos i podencos – jak Galgos del Sol czy Fundación Benjamin Mehnert.
  • Adoptuj, nie kupuj. Daj dom psu, który już raz stracił wszystko.
  • Podpisuj petycje o zmianę hiszpańskiego prawa.
  • Dziel się historiami – pokaż innym, co naprawdę dzieje się w cieniu hiszpańskich wiosek.
  • Bądź czujny turystą. Wspieraj schroniska, nie turystykę myśliwską.

Podsumowanie

Pani Jolanta chciała spokoju i bliskości z naturą. Znalazła horror i ból – ale nie odwróciła wzroku. Jej historia to przypomnienie, że każde życie się liczy. Że psy czują. I że nawet w obliczu masowego okrucieństwa, pojedynczy człowiek może robić wielką różnicę.